serio?
gostek pracujący w firmie zajmującej się ochroną w IT kupuje płytkę CD od randomowego typa na ulicy i potem nie dość, że wkłada ja do swojego laptopa i dziwi się, że płyta się nie odtwarza?
i nic z tym nie robi?
a potem mówi o tym swojej lasce, która podobno jest ogarnięta, a na dodatek też robi w bezpieczeństwie IT... i ona również nie widzi w tym fakcie nic dziwnego?
i to jest film dla geeków, z zachowanymi realiami IT?
Tak, trzyma się to kupy.
Po pierwsze: Nie kupił tylko dostał za darmo. Za darmo to i ocet słodki :)
Po drugie: Angela nie jest technikiem, ona się zajmuje sprawami biurowymi. Ollie - nie wiem, kim jest, ale jest kretynem.
Po trzecie: to nie był ich służbowy laptop. Ani nawet laptop używany do pracy. To jeszcze nie były czasy powszechnej zdalnej pracy.
Po czwarte: na pewno mieli standardowe procedury zabezpieczeń (antywirus, firewall), ale wirus na płytce był pisany specjalnie pod nich - nie był to robak powszechnie używany i nie było go w bazach danych wirusów.
Podsumowując: trochę to naciągane, ale nadal trzyma się kupy.
Dokładnie - koleś, który tę płytkę wsadził to jakiś tam manager. Pracuję w branży IT i wiem, że kadra manadzerska często nie ma pojęcia o IT i samym procesie. Jego dziewczyna też jest od jakichś tam drobnych rzeczy.
To nie działa tak, że w dużym korpo IT wszyscy mają mega wiedzę w temacie - szczególnie menedżerowie, którzy są od sumowania słupków z wynikami.