Strasznie się kiedyś napaliłam na ten film, ale niestety liczba umieszczonych w nim głupot i dziur logicznych skutecznie psuła mi jego oglądanie pomimo niezłego pomysłu i malowniczości. Do tego jeszcze amerykańskie "uduchowienie", które koniecznie usiłowało wcisnąć tu znaczenie wiary, co się nijak ma ani do jego zasadniczej treści ani do wymowy książki, na podstawie której powstał.

Niemniej po latach oglądania straszliwego chłamu pseudo SF zaczynam doceniać nawet takiego średniaka jak "Kontakt" czy "Kawaleria kosmosu". W porównaniu do dzisiejszych filmideł gdzie wszystko jest umowne i podporządkowane jedynie efektom specjalnym (a ostatnio również politycznej poprawności) filmy, które starają się jednak coś opowiedzieć i przynajmniej próbują zachować jakieś elementy naukowej wiarygodności i powiązań przyczynowo skutkowych wypadają zdecydowanie lepiej, nawet jeżeli nakręcono je 20-30 lat temu.

Przy okazji, co uderzające efekty specjalne sprzed 2-3 dekad również dość często potrafią nadal całkiem nieźle się bronić nawet w zestawieniu ze współczesnymi. Zwłaszcza, jeżeli te współczesne są akurat używane kompletnie bez głowy, byle więcej i szybciej.