Ten film pokazuje (m.in.), że ludzie z krajów islamskich chcąc przystosować się do życia w bogatych krajach, także Europy, muszą zrezygnować, a przynajmniej ograniczyć swoje przywiązanie do własnej religii i kultury. Może brzmi to słabo, ale to jedyne rozwiązanie, jeśli mamy żyć wspólnie (nic tego nie zatrzyma - to już jest faktem).
I wierzę tu mocno w młode pokolenia, które na pewno są już bardziej zlaicyzowane niż ich rodzice, a co za tym idzie bardziej otwarte na zachodni styl życia.
To samo możesz powiedzieć na przykład o Polakach na emigracji (np. w Norwegii), że muszą się przystosować do życia w bogatszych krajach i zrezygnować z przywiązania do własnej religii i kultury. Też trochę słabo brzmi, ale jest faktem - prawda?
Tymczasem za granicą prężnie działają polskie sklepy, polskie szkoły, polskie kościoły a to chyba nie świadczy najlepiej o tej integracji z tubylcami. A skoro Polacy mają takie miejsca za granicą, to dlaczego imigranci z bliskiego wschodu, Indii/Pakistanu/ krajów Mahrebu mają ich nie mieć?
A fakt jest taki, że zawsze to te starsze pokolenia imigrantów chcą utrzymać przynależność do kraju pochodzenia (czemu osobiście się nie dziwię), a młodsze mają już z nimi nieco luźniejszy związek, mają porównanie dwóch różnych kultur i (teoretycznie) mogą sobie z każdej z nich wybrać co im najbardziej pasuje.
Jest taki bardzo fajny brytyjski film "East is east", który mocno skojarzył mi się z "The Big Sick". Polecam go gorąco.